Dzisiaj dotarło wreszcie do mnie, że zaczęła się wiosna.
Oczywiście pogodowo było to dla mnie widoczne od kilku dni, ale dzisiaj wreszcie zobaczyłam naprawdę wiosennego człowieka. W sensie modowym oczywiście, bo nie liczę tych panienek w niebotycznych szpilkach kupionych gdzieś na rynku, w których gdyby nie podpora w postaci osobnika płci męskiej, to zapewne padłyby po kilku krokach (wiem, są takie, co potrafią w tym chodzić, ale ich na ulicy nie spotkałam, mój pech).
Jednak ja nie o tym.
Wiosna objawiła mi się w sklepie, przy kasie, gdy nabywałam właśnie zapas kofeiny w postaci płynu do czyszczenia rur (w skrócie Cola Zero). Tym razem wiosennym zwiastunem był miły pan, czekający w tej samej kolejce. Jakis czas temu przestałam wierzyć, że tego rodzaju ludzie chodzą po ulicach mojej wioski, ale teraz wiara mi wróciła.
Ten cudownie zielony wiosenny szalik w zestawieniu z odzieniem wierzchnim (to był albo wiosenny płaszcz albo rodzaj dłuższej marynarki, no nie mogłam się tak gapić przecież!) w odpowiednio dobranej ciemnej szarości. Jeszcze do tego szara duża torba i nawet reklamówka zielona. Coś pięknego!
Dlaczego ja nie mogę co tydzień widywać takich ludzi? Albo częściej?
Ech, mam wymagania....
Jednak dobre chociaż to, że wiosenny pan poprawił mi mój padnięty w dniu dzisiejszym humor.
Znowu zasuwam 12 godzin, ale przynajmniej jak padnę na pysk to z uśmiechem.
Jak znam siebie, to zapewne jeszcze przed snem zapuszczę sobie "Samotnego mężczyznę" żeby się utrzymać w dobrym, modowym, nostalgicznym nastroju (lubię ten film, a obrazki są jego dużym atutem)
I to by było na tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz