No tak, tak. Tydzień z kawałkiem przerwy był w pisaniu.
Z kronikarskiego obowiazku informuję, że nareszcie, po wielu latach mamy z Majne Mutter nowe wrota do naszego apartmą! Wiwat! Czerwona wstęga itp., fanfary i rózne inne bzdety. No, ale nareszcie są i to jeszcze przed świętami. Co ważne, są takie jakie miały być - bez wydziwiania i ozdóbek, minimalizm, a nie ni pies, ni wydra, ni za przeproszeniem pseudo-secesja (i to nie tak, że secesja jest bee, jest ok, ale o tym kiedy indziej, mit fotos, mam nadzieję)
Nowe wrota są ładne i nawet Bandyta już się do nich przekonał. Jeszcze tylko pomalować dookoła, co panowie zakitowali na biało i będzie git! Może to dziwne, ale teraz jakby śpię spokojniej :) Oczywiscie nie jest to jeszcze mój ideał (trzy wawnętrzne sztaby i tak ze dwa dodatkowe zamki byłyby mile widziane ;) ale i tak jest lepiej niż było. Metal jest troszeńkę odporniejszy niż "płyta co udaje drewno", nieprawdaż?
Jeszcze troszke i będzie majn Zuchause ist majn Szloss (pisownia moja i sie nie czepiać, niemiecki znam!) i zacznę budować fosę w korytarzu :)
A dzisiaj? Dzisiaj znowu 12 godzin w kołchozie, padam na pysk i tylko mam nadzieję, że wrócę do domu przed ósmą i nikogo po drodze nie pogryzę oraz, że nie padnę na ulicy z przepracowania.
Gute Nacht Lojte!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz