czwartek, 29 września 2011

Jesień

Tak mi dzisiaj  dziwnie jesiennie... jakas mała "Cholymelan" (jak w tytule jednej z moich ukochanych płyt) sie przyczepila i nie chce puscić, dlatego tylko obrazek będzie,  mało pogodny ale z klimacikiem
mocno jesiennym...

środa, 28 września 2011

Azjatycko- amerykański wieczorek

Wczoraj mnie jakos naszło i pomiędzy jednym a drugim szkicem takich tam głupot z pogranicza fantastyki i czegos tam,  zapuszczałam sobie horrorki w pakietach: azjatycki oryginał - amerykańska kopia. Po raz kolejny Azjaci okazali się lepsi ;) nawet Mutter stwierdziła, ze "Oko" (bo o "Dark water" i  "Klatwie" to juz nie wspomnę) jest lepsze w wersji pierwotnej (dołączyła ok. 1 w nocy)
Pub w podwórku nie dawał jej spać i tak sobie siedziałyśmy do świtu, kiedy to ja do pracy, Mutter na spacer z Piesiulem i ogólnie nowy "wspaniały"dzień.
Dzisiaj na tapecie bedzie Almodovar, bo w piątek idziemy z Małą Mi na "Skórę...".
Kiedy zrobię te dwa zamówione rysunki, to nie wiem, chyba znowu po nocy ;)
No, ale ważne, że ktoś chce moje wypociny powiesic na ścianie :)

piątek, 23 września 2011

Piątkowo

Piątkowo, ale niestety przed pracujacą sobotą.
Pisac mi się specjalnie nie chce, dlatego dziś kilka fotek z mojej mieściny.




                                                           
                   


Jutro musze być w kołchozie na 7.30, a to boli, bardzo boli :(



                                          

wtorek, 20 września 2011

Typowa baba

Nowe buty, jakaś kiecka, cos na łapke i do października przyjdzie mi wegetować na resztkach po Piesiulu. No cóż, takie życie :(  Wiem, że powinnam oszczędzać, ale jakoś tak nie mogłam się powstrzymać. No i jeszcze dwie książki w drodze i płyta.
Nadciąga bankructwo, czyli norma pod koniec miesiąca ;)

poniedziałek, 19 września 2011

Nowy tydzień

No i pojechali, a mnie troszke smutno, jak zawsze. I jeszcze ta perspektywa Ich wybycia do tej całej Szkocji czy innej Walii... :(
Przy okazji Ich wizyty i gadania do późna,  znowu zakiełkowała pewna idea na dodatkowy zarobek, ale ja ciągle jestem straszny cykor, choć wszelkie znaki na Niebie i Ziemi mówia, że powinnam przynajmniej spróbować... no moooże sie przemogę. Tak jak do zerwania z fajkami, bo ja dzisiaj mam pierwszy dzień bez papierosa jak kto ciekaw i to jest moje 4-te podejście, bo mnie już ten smród w chacie zaczął wnerwiać maksymalnie. No i dwóch papierosowych abstynentów (z Mutter to trzech) miałam ostatnio w domu, wiec siłą rzeczy się ograniczałam, a jak powiedział Pan Doktor:"to pierwszy krok w dobrą stronę" No może... Chociaż w sumie to kto silniejszy - fajki czy ja? No i proszków ani plastrów tez nie przewiduję, tylko zmianę diety - warzywka only, no serki też i glony, i tofu, i rybki (Pan Doktor zostawił wytyczne). Myślę, że i mojej Mutter z wysokim cholesterolem i ciśnieniem też zmiana diety sie przyda.
Trzymajcie za mnie kciuki !
A jak nie, to sama se potrzymam, a co! :)

No i teraz juz wiem, ze dzisiaj pod koniec dnia (zabieram pare rzeczy z pracy do zrobienia w domu :(
będe wyglądac jak własny cień. A wszystko przez to, ze moje oprogramowanie to troszeńke lepsze jest niz w kołchozie, ze już o łączu internetowym nie wspomnę, wiec często kończy się pracą po nocy w chacie, ale cóż, Dopóki sie nie zbuntuję, nie zapomnę o latach na bezrobociu i traumie jaką wtedy miałam, to pewnie nic sie nie zmieni. Chyba, że posłucham Ciotecznego i Pana Doktora ...
A, i jeszcze cos: dotarła wreszcie do mnie zamówiona płyta DOD (Diary Of Dreams jak kto nie w temacie) no i jestem w kropce... Ja rozumiem, ze trza trafic do szerszej widowni, ja rozumiem ,ze cos jakby koncept album, ale zeby tylko 3 , no w porywach 4 kawałki były OK ? (a w tym przypadku OK oznacza, ze da się słuchać częściej niż jeden raz, poprzednio tak nie było) Mam tylko nadzieje, że panu Adrianowi nie odbiło zupełnie i wróci na dobrą drogę. Ja bardzo lubię takie egzystencjalno - filozoficzne klimaty jakie dotąd tworzył. A na tej płycie to nawet te jego "gadane" fragmenty są tak miałkie, ze aż przykro.
Chyba sobie dzisiaj wieczorem przy pracy zapuszczę "Cholymelan" i 'Nigredo" na odtrutkę po "Ego :X"
A potem Abney Park, żeby mi się bardziej steampunkowo zrobiło :)


A Steampunk to zupełnie osobny temat : sterowce, epoka parowa, roboty na parę, fantastyka i.. no chciałabym miec taki komputer :)


I taki zegarek też:

Ech, ile to pracy wymaga, żeby cos takiego zrobić... (zarówno komputer jak i oprawa zegarka)
Ale zaraz, ja mam taki zegarek w którym widac "wnetrzności", tylko go do zegarmistrza na przeglad musze oddać! Może cos z niego zrobię :)





czwartek, 15 września 2011

No wszystko nie tak...

No i co ja komu złego zrobilam? No Co!?
Znowu siedzę po godzinach, a miałam plany fajne i przyjemne na ten wieczór!
Ale przecież szefostwo wie lepiej, co to dla Niewidki dobre :
na cito plakaciki robimy - już lecę,
reklamka na przedwczoraj - spoko,
banerki na wczoraj -sie robi... noż kurde, ile można?
Co ja jestem jedna w tej firmie? Juz pisałam, że na Harrego Pottera to sie nie nadaję, a dzisiaj moja cheć mordu osiagnęła poziom szyczytowy, bo:
- pracuje w sobote (koleżanka musi na wycieczke, no miodzio! gdyby nie dzisiejsze nadgodziny :(
- Mutter lekko podziębiona więc serducho szaleje (po kaszlu zwłaszcza) Dobrze, że chociaż opieka lekarska na miejscu,
- gości mam, kochanych, zapowiedzianych i Piesiul szczęśliwy w cholerę - 2 facetów z nim łazi do   parku, a nie na spacerniak, więc ma święto. Tych 2 facetów to mój kochany Cioteczny (artysta szalony) i jego Mąż (lekarz). I ja bym wolała z nimi jakieś głupie filmy ogladać, bawić sie z Piesiulem i pić dobre trunki i jeść pyszne jedzonko (Mąż Ciotecznego szaleje w kuchni :), niż siedzieć tu gdzie teraz musze być :(
No jasne, że chłopaki (tja, 40 + to jeszcze chłopaki :) mi jakies głupie MMS-y wysyłaja i podtrzymują na duchu, ale i tak wolałabym być już w domciu :(
I jeszcze na wystawy dwie mieliśmy iść dzisiaj... i Oni w sobote jadą do siebie, a potem w pazdzierniku wybywaja nach England, chyba forever :(

JA CHCĘ DO DOMU, ALE JUŻ!!!

A będe siedzieć w kołchozie do 20-tej, noż k.....wa mać!

Edit:
Uwielbiam Męża mojego Ciotecznego!
Dzieki Niemu dzisiaj po robocie na pocieszenie będa jakieś pyszne brokułki i "to" jako bonus
(zamiast wizyty w galerii mamy anime,do galerii pójdziemy jutro, czyli - jadą dopiero w niedziele !!!:)
"To" wyglada tak:


Tym sposobem już wiadomo, że Niewidka lubi wampirki ;)
Ciekawe ile odcinków wytrzymam ?
(Mąż Ciotecznego zawsze wozi ze soba lapka, a tam ma wiele ciekawych rzeczy :) 

Jeszcze tylko godzinka i jestem WOLNA! do jutra :(

czwartek, 8 września 2011

Animal Planet

No nie mogłam się powstrzymać i musiałam wrzucić tu te fotki (zrobione wczoraj, niestety aparatem z telefonu, wiec jakość fatalna)

                                Piesiul o świcie bladym (no 6 rano była) a ja musiałam wstawać :(

przyjaciele Piesiula odpoczywają o poranku.
Potem w tej samej konfiguracji odpoczywaja po południu,
i tylko zmieniają układ, żeby ładniej wygladać.
Czy ja już pisalam, że kocham koty?
Piesiul też, bo wychowany przez kocicę :)

Niewidka po powrocie z roboty została wyprowadzona na spacer :)
Piesiul w postawie "obserwator", chwile potem Niewidka prawie straciła przednie uzębienie jak ruszył nagle do przodu (ma uciąg skubaniec), telefon szcześliwie ocalał upadając na trawnik ;)

Zdjęć z wieczornego spaceru nie ma, bo aparat w komórce za słaby na takie eksperymenty :)
Dalszy ciąg Animal Planet kiedyś nastąpi. W planach są fotki kociej bandy zrobione "idioten kamerą",
powinny być ładniejsze niż to co tutaj :)


środa, 7 września 2011

Jarmark

Nareszcie mam czas, żeby napisać o tym co sie działo w sobote, a działo się oj działo.
Ale od początku:
w mojej mieścinie jak co roku Jarmark sie był odbywał. Ludziska przybyli tłumnie, coby jadła , napojów i pamiatek regionalnych nakupić. Niewidka zazwyczaj sie z dala od takich imprez trzymała, ale w tym roku za namową Mutter i Małej Mi udała się na zwiedzanie i nawet "idioten kamera" zabrała, żeby ten fakt uwiecznić.
Oto co szklanym oczkiem zobaczyła:

                                                                     panów rycerzy


szlachetne damy z instrumentami


damy z Litwy


chlebek prosto z pieca (plus dowolne dodatki, my miałysmy
pieczarkowy z cebulką)


mięsa wszelakie (Mutter zachwycona próbowała wszystkiego,
Mała Mi i Niewidka zajadały chlebek :)


napoje tez były - tu zakwasy i nalewki rozmaite, ale potem...


jezusicku jakie to mocne!

Niewidka po kilku rundach wokół ulicy (i paru odwiedzinach na straganie u góry) myslała, ze juz nic ciekawego nie zobaczy (a i zdolnosc percepcji troche tak jakby kulała dzięki napojom różnym), aż tu nagle...

ło matko! (tu Niewidka prawie mdleje, bo jest na widok
motorów bardzo wrażliwa - po Tatusiu to ma)

teraz rozpoczyna sie u Niewidki proces ślinienia...

zaparkować takie cudo przy koszu na smieci to profanacja!


i jest tylko jedno ale: szkoda że to Honda a nie Harley
(no ja to mam wymagania, nie? :)

Jarmark był całkiem, całkiem. Nawet parę bardzo gotycko odzianą zobaczyłam, co mnie podniosło na duchu :) bo tak mało ich w mojej mieścinie na ulicach, a szkoda.
W przyszłym roku tez pewnie porobie fotki.
W niedziele zaś znowu bylismy na wiosce i Piesiul patrolował teren:


A potem był fatalny poniedziałek (miałam ochote mordować), wtorek jeszcze gorszy (może kupie cyjanek?), dzisiaj powoli sie wyrównuje i byle do piątku :)

O, a wczoraj to pierwsze kasztany na spacerze z Piesiulem znaleźlismy!
Jesień przyszła, nie ma na to rady.